wtorek, 23 grudnia 2014

Świątecznie.



Jak zwykle o tej porze roku spływają życzenia ze wszystkich stron... Bałwanki, reniferki, Święty Mikołaja na saniach, ustrojone domy opatulone zaspami śniegu... Jedni piszą Mery Xmas inni Merry Christmas, jeszcze inni Wesołych Świąt... tia... A w Warszawie – LEJE! Od, chyba, dwóch tygodni codziennie, a od dwóch dni – bez przerwy. Porozstawiane po mieszkaniu miski na kapiącą wodę z dachu, grają dźwięcznie. Ta orkiestra powstała dziś w nocy, bo w nocy zaczął dach przeciekać. Jutro Wigilia. A tu leje. I nie przestaje lać. Szukam nastroju świątecznego... Na prawdę się staram. Bardzo się staram. Strasznie się staram! !@##$$^^! ...Depresja murowana. Jak tu w nią nie popaść, gdy spływają zewsząd uśmiechnięte reniferki i mikołaje, ośnieżone białym puchem domki ślicznie oświetlone kolorowymi lampkami, amerykańskie domki... Czy oni tam za oceanem zawsze muszą mieć lepiej?! Mają dalej do ruskich, zawsze białe zęby – nawet w wieku 80 lat, w szerokim uśmiechu, skoszoną zieloną trawę okrągły rok, równe chodniki i nieustający, świetny nastrój. A w Warszawie - leje bez przerwy od dwóch dni i jutro Wigilia. Woda już nie wsiąka, a więc wszystko powoli zamienia się w jedno wielkie błotniste bajoro. Suplementacja witaminy D nic nie da, bo nie wierzę w suplementy, z resztą i tak już na nie za późno, Wigilia jest jutro. Do solarium nie pójdę, bo nie mam czasu. Poza tym nie znoszę zapachu skóry po lampach. Dno. Leje. I jak tu wykrzesać z siebie jakieś sensowne życzenia dla świata?
Chciałoby się powiedzieć, że ten rok był dobry. No i był... ale towarzyszą mu takie małe - nie małe smuteczki. I ten deszcz za oknem nie pozwala o nich zapomnieć. Ten deszcz za oknem, przeciekający przez dach i dzwoniący w miski swoją własną muzyką, jest jak te smuteczki... nie da się o nich nie myśleć, pominąć, udawać, że ich nie ma...
Ale tak ma być... takie życie. Przez te smuteczki człowiek staje się bardziej ludzki. Oni, tam za oceanem, mimo zawsze białych zębów i skoszonej trawy też mają swoje smuteczki. Wiem, bo kiedyś tam żyłam...
A nasze smuteczki tu na Racławickiej, w Warszawie, w wigilię Wigilii 2014, to między innymi przemijanie, które widzimy w naszym psie Butrusie... co raz gorzej chodzi i już nie będzie lepiej... To Mama Hania, która mi się dziś śniła w sukni białej, która w realu cudem jeszcze rozpoznaje mnie, swoją synową... To decyzja o zamknięciu Sudawii, miejsca gdzie tyle się działo i tyle się zmieniło... gdzie znaleźliśmy nowych przyjaciół, gdzie pożegnaliśmy stary, już nieaktualny światopogląd... i że znowu nie ma śniegu na Święta... że do sióstr daleko... że rodzice za oceanem i znów się z nimi nie zobaczę...
Zadzwoniła Magda z życzeniami, ale i ze smuteczkiem, bo Bożenka Chomiczka odeszła w sobotę. A u Doroty - niedawno odszedł Kłębek. A w świecie – Joe Cocker, Robin Williams, Charlie Haden i Anna Przybylska...
Każdy ma swoje smuteczki, co mu przeciekają przez dach... takie życie.
Trzeba się zebrać w sobie. Przestało przeciekać z dachu, jutro Wigilia. Kapusta uduszona, będzie jeszcze barszcz z uszkami, sałatka warzywna i sałatka czerwona. Oczywiście chrzan i grzybki w occie.
Życzę Wam śniegu, życzę Wam czasu na refleksję, czasu dla siebie, czasu na lenistwo, czasu na książkę, czasu ot tak. Życzę ciepłego domu i kaloszy z grubą skarpetą, życzę spokoju. Życzę by w końcu ktoś naprawił dach.
Spokojnych Świąt!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz